Komentarze i galeria po VI etapie rajdu Dakar 2013

Dakar13_DPPI_20130110_19Robert Jachacy:
Na biwaku dochodzi druga w nocy i wszystko gotowe do jutrzejszego startu. Zjechaliśmy dość wcześnie jak na ciężarówki bo..... nie mieliśmy dzisiaj żadnych problemów :-) !!! Amortyzatory super ! Mimo przejechania 770km byliśmy zrelaksowani i w dobrych nastrojach. Jechało nam się świetnie i w dobrym tempie. Zerwaliśmy się o 6 rano. Do odcinka trzeba było dojechać 300km. Rano gadka się nie kleiła bo każdy był niewyspany. Na tej długiej dojazdówce niektórzy nawet łapali drzemki. Tuż przed oesem ożywiliśmy się i ruszyliśmy ostro do walki. Na trasie mijaliśmy bardzo wiele zepsutych, zakopanych i poważnie rozbitych pojazdów. Porzucone motory, Toyotę Szymona Ruty, buggy Carlosa albo Nassera ( nie wiem bo szybko przelecieliśmy a w zasięgu wzroku nikogo nie było). Wrażenie zrobiło na nas dachowanie ciężarówki przez kabinę do przodu. To bardzo zdemolowane auto wyprzedziło nas za parę minut pędząc z prędkością ok. 140km/h. Załoga walczy o pudło więc nie ma co się dziwić. Mieliśmy niezły ubaw bo co chwila coś gubili. Na trasie mijaliśmy ich łopaty i kawałki konstrukcji nadwozia. Późnym popołudniem jeszcze podczas odcinka dopadł nas straszny głód. W kabinie oprócz picia w specjalnych zbiornikach nic nie może się znajdować bo latałoby i przeszkadzało. Jedzenie mieliśmy na pace ale nie będziemy się zatrzymywali więc zaczęły się głupie rozmowy kto co najbardziej lubi. Opowieści były z detalami co smażone co pieczone i czym polane ! Po godzinie tej debaty myślałem, że sobie kawałek ręki odgryzę :-). Jak dojechaliśmy do biwaku to w kombinezonach polecieliśmy na kolację ! Dzisiaj nie trzeba było nic naprawiać więc po ogólnych oględzinach auta można było oddać się relaksowi czyli mega zimny prysznic (z którego wstyd było wychodzić :-) ) i można spać. Na biwaku chłodno ale pierwszy raz od początku rajdu mogę wbić śledzie do namiotu. Wcześniej były kamienie. Obok mnie cały czas pracuje jakiś węgierski serwis. Ich agregaty tak głośno pracują, że mechanicy krzyczą do siebie ! Boże co za język ? Cały czas "esiege mege dre" ! Idę spać albo do rana opanuję węgierski.

Carlos Sainz:

- Od samego startu borykałem się z wieloma problemami, a dziś przelała się czara goryczy. Coś musiało się zepsuć w silniku, jeszcze nie wiem co. To stało się nagle. Temperatura była w normie, na desce nie pojawiło się żadne ostrzeżenie. Ale generalnie mam pozytywne nastawienie i nawet jestem zadowolony. Dopuszczaliśmy możliwość takiego zdarzenia – to nowy pojazd, który ma niewiele jeszcze przejechane. Wszystko wydarzyło się bardzo szybko. Mimo to warto było tu przyjechać z tym autem. Dowodem na to jest walka o zwycięstwo Nassera. Mam nadzieję, że zdobyte tu doświadczenie zaprocentuje w przyszłości, nawet jeśli nie jestem pewien, czy jeszcze tu powrócę.

Ales Loprais:
- Było ciężko, ponieważ wystartowaliśmy jako 12. - 13. ciężarówka, nie wiem, na pewno między 10. a 20. To oznacza, że było już mnóstwo kurzu. Pierwsza część oesu była naprawdę niebezpieczna. Utrzymywaliśmy naszą pozycję, wyprzedzając wiele innych samochodów i ciężarówek. Czasem to było szaleństwo i zadawałem sobie pytanie „Do diabła, co ja tu robię?” To było zbyt zwariowane nawet dla mnie, ale w końcu ukończyliśmy etap. Zamierzam nie odpuszczać – po niepowodzeniu, jakim były wczorajsze problemy z elektryką, które pozbawiły nas pozycji lidera, postanowiłem odtąd nieustannie atakować.

Nasser Al-Attiyah:
- Wykonaliśmy dobrą pracę i jestem szczęśliwy, że już tu jesteśmy, bez błędów, z dobrze sprawującym się autem, naprawdę dobrymi oponami. Jestem całkiem zadowolony ze wszystkiego. Będzie starali się tak nadal jechać, trzymając się blisko Petera, ponieważ być może jutrzejszy etap nie będzie należał do nas, ale OK, jeśli stracimy to tylko kilka minut. Duża wysokość może mieć wpływ na nas, ale mamy dobra kompresję, a wczoraj popracowaliśmy nad wysokim momentem obrotowym.

Ignacio Nicolas Casale:
Dziś udało mi się wygrać etap. To jak sen finiszować przed tymi wszystkimi zawodnikami, którzy są tak, tak dobrzy jak Marcos Patronelii czy Husseini. To także dowód na to, że jestem w stanie utrzymywać dobre tempo i bardzo dobrze jechać. To daje mi pewność siebie i pozwala dalej atakować. Nie ma słów, by wyrazić, jaki jestem teraz szczęśliwy. Pełna radocha! Teraz muszę odpocząć, bo etap był bardzo długi...

Oliver Pain:

- Pomimo małego błędu nawigacyjnego, który zdarzył mi się na początku odcinka, co kosztowało mnie jakieś 3 minuty, udało mi się dogonić Casteu i Pedrero pod koniec wydm, a następie ich wyprzedzić. Potem samodzielnie przecierałem trasę i cały czas atakowałem, starając się jednak zanadto nie ryzykować, bo trasa był zwodnicza. Na drugiej części odcinka wiedziałem, że Cyril będzie miał kłopot z wyprzedzaniem przez ten cały kurz wokoło, ale mimo to wciąż jechałem szybko, by utrzymać prowadzenie w „generalce”. W sumie był to więc dobry dzień, ponieważ zyskałem trochę czasu nad Casteu i nie straciłem za dużo do Cyrila. Wciąż prowadzę w Dakarze, już 3. dzień z rzędu – to wspaniałe! Ale nie pozwalam sobie o tym myśleć Muszę robić swoje, dzień po dniu.

Łukasz Łaskawiec:
- To był dla mnie najtrudniejszy dzień w dotychczasowej rywalizacji. Zaczęło się od kłopotów z silnikiem już na dojazdówce. Na szczęście udało się doraźnie usunąć awarię, ale przez to spóźniłem się na start prawie 30 minut. Musiałem jechać bardzo ostrożnie przez cały odcinek, aby dojechać do serwisu. Mimo iż starałem się jak mogłem, na około 30 km przed metą quad zgasł i dopiero po 4-5 minutach udało mi się go uruchomić. Kilka razy zatrzymywałem się także by umocować urwany GPS. Bardzo się cieszę, że dojechałem na biwak. Teraz mechanicy mają pełne ręce roboty. Muszą wymienić silnik i zrobić całościowy przegląd quada.

Adam Małysz:
- To był bardzo długi odcinek, ale dla nas fajny - mówi Adam Małysz. - Bardzo szybki, trochę skomplikowany, z fesz-feszem, podjazdami, niebezpiecznymi zjazdami. Dzisiaj jechałem bardzo ostro i nie dziwię się, że Rafał się nie odzywa! Ekstra momentów nie było, ale jechałem dużo szybciej niż do tej pory. Nadal jedziemy takim tempem, żeby nic złego nie działo się z samochodem. Pamiętajmy, że nie ma jeszcze połowy rajdu. Już parę załóg odpadło i teraz zespół koncentruje się na nas. Dzień był ciężki z powodu długiego odcinka, ale trasa była fajna, bez dużych wydm. Czuję się super, Rafał też. Najgorzej było przedwczoraj. Miałem duże zakwasy mięśni karku i ramion. Puściło po masażu. Krajobraz się zmienił. Jesteśmy wysoko na biwaku. Wieje silny wiatr, w powietrzu unosi się dużo pyłu. Jutro czeka nas ciężki dzień. Na odcinku przekraczamy wysokość 3800 metrów.

Rafał Marton:
- Dzisiaj dałem Adamowi trochę pojeździć. Na początku były wydmy, ale przejechaliśmy je dosyć sprawnie. Potem zaczęły się szutrowe drogi, mniej lub bardziej dziurawe, miejscami kręte. Jazda tymi drogami dawała dużo frajdy. Długi dzień, trudny - ale z uśmiechem na ustach!

Rafał Sonik:
- To był porządny dakarowy odcinek. Żarty się skończyły, zaczęły się schody. Spodziewam się, że coraz bardziej będziemy się nakręcać. Tempo będzie coraz wyższe. Najbliższe dni zadecydują o kolejności w tym Dakarze. Jak mówi piosenka: ostatnich gryzą psy. Ta sama zasada obowiązuje tutaj, bo kiedy jedzie się w drugiej części stawki w powietrzu jest już bardzo dużo piachu i pyłu. W fesz feszu istnieje ogromne zagrożenie uderzenia w jakiś samotny głaz, a niebezpieczeństwo stwarzają także słabsi zawodnicy. Dlatego dziś byłem cały czas bardzo skupiony i tam gdzie wyprzedzanie było ryzykowne, odpuszczałem. Za jednym rywalem jechałem chyba około 20 km, bo nie chciał mnie przepuścić, mimo że widział, iż jadę mocniejszym od niego tempem. To niestety spowalnia i nie pozwala złapać odpowiedniego rytmu. Na Dakarze trzeba się jednak nauczyć cierpliwości.

Kuba Przygoński:
- Bardzo ciężki wymagający fizycznie odcinek. Tak jak sądziłem nikt tu nie będzie odpuszczał. Jechaliśmy zwartą grupą, a każdy trzymał manetkę gazu odkręconą na full. Ciekawa była końcówka etapu, wjechaliśmy na 3 tysiące metrów, gdzie momentami aż ciężko było złapać oddech.

Marek Dąbrowski:
- Nic kompletnie nie widziałem w kurzu. Podziwiam zawodników, którzy mają tyle odwagi by w niego wjeżdżać i wyprzedzać. Kilku z nich mnie przeskoczyło, ale zaraz później zgubili się.

Jacek Czachor:
- Nie podjechałem pod jedną górkę. Tam wyprzedziło mnie dwóch zawodników. Jadę swoim tempem, a konkurencji w ogóle nie odpuszczają. Nawigacja była w miarę prosta, w zasadzie cały czas jechaliśmy prosto przed siebie po dziurach. Na koniec czekał nas wysoki podjazd, tam motocykle utraciły trochę mocy ze względu na niewielką ilość tlenu – dodał

Szymon Ruta:
- Startowaliśmy z dobrej pozycji. Na pierwszych 20 kilometrach wyprzedziliśmy chyba pięciu zawodników. Wszystko wskazywało na to, że tempo będzie dobre. W dalszej części etapu chyba zbyt agresywnie najechaliśmy na jedną z wydm. W chwili przejazdu przez jej szczyt podbiło tył auta. Przód zanurkował w miałkim fesz-feszu, który pokrywał wzniesienie. W efekcie dachowaliśmy przez przód samochodu i spadliśmy na bok auta. Samochód udało się postawić na kołach i można było nim jechać dalej. Klatka bezpieczeństwa została jednak tak mocno wygięta, że zagrażałaby naszemu bezpieczeństwu – w szczególności na wybijających fragmentach trasy. Zdecydowaliśmy wracać trasą assistance na biwak. To było wyjątkowo zdradliwe miejsce. Chwilę po nas dachował kolejny samochód. Braliśmy udział w akcji ratowniczej, gdyż z kierowcą nie było niestety tak dobrze jak z nami. To dla nas koniec rajdu Dakar 2013. Cieszę się jednak, że wracam o wiele bogatszy w doświadczenia. Generalnie te sześć dni, które udało nam się ukończyć nie dały nam się mocno we znaki, ale na pewno były dobrą nauką. Mam wielką nadzieję, że uda mi się tu wrócić w przyszłym roku.

fot. X-Raid, orlenteam.pl, Maragni M. / KTM Images, Dessoude, ASO, DPPI, Speedbrain, Marian Chytka, Robb Pritchard, Jacek Bonecki, Maindru Photo

Oceń ten artykuł
(0 głosów)